Eh, co tu dużo mówić. Ostatnimi czasy gonitwa dnia codziennego, obowiązki wobec innych, natłok spraw i pomysłów przysłaniają to co najważniejsze. Czasami mam ochotę krzyczeć!
Chyba dopadła mnie jedna ze społecznych przypadłości, ciężka choroba, potrafiąca wszystko zrujnować. Mianowicie - ODWLEKANIE.
Odwlekanie zostało nawet nazwane, w psychologi ta patologiczna tendencja nazywa się Prokrastynacja. Nasze babcie i nasi dziadkowie powiedzieli by że nie chory tylko nierób albo leń! Coś w tym jest. Niewątpliwie z tego stanu trzeba się podnieść co łatwe nie jest. To jak powrót do pracy po urlopie. Powrót do treningów itp. O ile do pracy wrócić musisz to do treningów np. nie koniecznie. Nie ma tego przymusu i wtedy zaczynają się schody. Bardzo często próby powrotu "do działania" to jeden intensywny dzień. Potem powietrze schodzi z nas jak z dętki od traktora. Dużo chęci ale ulatują szybko.
Nazwę to sobie po swojemu okresem aklimatyzacji. Czy to dieta, czy nowa praca, nowe postanowienie, wznowienie treningów itd. - pierwsze dni są najgorsze. Organizm się przyzwyczaja, jak dużo leżymy to chce dużo leżeć. Jak wstajemy wcześnie po jakimś czasie sam wcześnie wstaje. Jak nauczyłem się jeść wieczorami tak wieczorem burczy mi w brzuchu i czuję się bardzo nie komfortowo jak czegoś nie zjem... :-/
Jest to o tyle nieprzyjemna sprawa że zmiana przyzwyczajeń nie następuje z dnia na dzień. Są to przeważnie tygodnie jak nie miesiące. Oczywiście każdy jest inny i może to przebiegać inaczej.
Dlatego człowiek musi wytrzymać cały okres aklimatyzacji. Co z tego że 10 dni dał radę jak 11tego odpuści i potem to już domino. Gdzieś czytałem (pamięć zawodzi, nie traktujcie tego jak pewniaka) że opuszczenie jednego treningu powoduje, że opuszczenie następnego jest o 50% bardziej prawdopodobne. Muszę powiedzieć że dostrzegam to na własnym przykładzie, nie tylko w odniesieniu do treningów. Dlatego do dzieła i powodzenia!
Postanowienia na święta i nowy rok?
Na pewno większa organizacja i więcej działania.
Tak wiem bardzo ogólnie ale nie chcę się tu rozpisywać na temat masy zaczętych/nie skończonych przedsięwzięć. Czeka mnie jeszcze napisanie pracy inż. "na wczoraj" i parę innych. Mam nadzieję że dotrwam...
PS. Ostatnio na blogu cisza, to właśnie ta gonitwa o której wspomniałem na początku. Zatrzymałem się na chwilę i mogłem coś napisać. Ale to zapewne nie koniec... Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz